Praktyka wskazuje, że spółki notowane na Giełdzie Papierów Wartościowych coraz częściej finansują przejęcia poprzez emisje własnych akcji skierowanych do właścicieli spółek przejmowanych. W takim przypadku koszt połączenia oblicza się jako iloczyn wyemitowanych akcji oraz ceny giełdowej jednej akcji z dnia wymiany. Wskaźniki P/BV. Wskaźnik P/BV (cena rynkowa/wartość księgowa, C/WK, ang. price/book value) – wskaźnik informujący o bieżącej wycenie przez rynek wartości księgowej (ang. book value ), czyli różnicy pomiędzy aktywami bilansowymi a zobowiązaniami ogółem, danej spółki giełdowej. Wskaźnik P/BV oblicza się, dzieląc Na długoterminowej inwestycji giełdowej można zarobić, ale trzeba wchodzić w młode spółki (cielęta), które mają szansę stać się takimi krowami. A jak osiągną 100% wydajności zbywać. Zadanie: 1 wartość akcji pewnej spółki giełdowej w ciągu jednej sesji spadła o 5,5 przed sesją akcja miała wartość 28zł jaka jest wartość tej akcji Rozwiązanie: zad1 5,5 x 28 zł 0,055 x 28 zł 1,54 zl 28 zł 1,54 zł 26,46 zł odp akcja ma Opis. Akcje giełdowe to papiery wartościowe, które łączą w sobie prawa o charakterze majątkowym (na przykład prawo do dywidendy) oraz niemajątkowym (prawo do głosu). Uprawnienia te wynikają z uczestnictwa akcjonariusza w spółce akcyjnej lub komandytowo-akcyjnej. Przez akcje rozumie się również ułamek kapitału akcyjnego oraz Zad.2 Wartość akcji pewnej spółki giełdowej w ciągu jednej sesji wzrosła o 5% a następnie tę podwyższoną cenę obniżono o 5%. Oblicz cenę po podwyżce i obniżce. Zobacz odpowiedź bdmLawL. Gdzie trzymać oszczędności w 2022 r.? Coraz więcej osób zastanawia się nad tym gdzie trzymać oszczędności? Wraz z bogaceniem się społeczeństwa powstaje coraz większe zapotrzebowanie na lokowanie kapitału. Rosnąca świadomość finansowa społeczeństwa tworzy w ludziach zapotrzebowanie na ochronę swojego kapitału, czyli mniejszego lub większego majątku a potocznie mówiąc oszczędności. Dzisiaj postaram się odpowiedzieć na pytanie gdzie trzymać oszczędności w 2022 r. Pod koniec historycznego filmu Miasto z Morza, który opowiada o spektakularnej budowie miasta Gdynia, czarno na białym można obejrzeć konsekwencje dewaluacji danej waluty. To właśnie mniej więcej w tych latach przypadły konsekwencje dewaluacji niemieckiej marki. Gdy dochodzi do dewaluacji waluty na przykład poprzez hiper inflację, konsekwencje są drastyczne. Wielu ludzi trzymając pieniądze w pieniądzach, na przykład w tamtym czasie w markach niemieckich straciło całe majątki i ich życia tragicznie przewróciły się do góry nogami. Podobną sytuację, choć nie aż tak tragiczną, lecz także bardzo złą mieliśmy niespełna 30 lat temu w Polsce a dokładnie dewaluacji, czyli hiperinflacji został poddany polski złoty. Gdzie trzymać oszczędności – czy wymieniać waluty? Gdzie trzymać oszczędności w Polsce?Gdzie trzymać oszczędności w 2022 r.?Kupowanie euro – gdzie trzymać oszczędności?Gdzie trzymać oszczędności banki i walutyWykres: analiza gdzie trzymać oszczędności na podstawie danych inflacji i kursu dolara amerykańskiego w stosunku do polskiego złotegoGdzie trzymać oszczędności akcje giełdoweWykres: gdzie trzymać oszczędności na podstawie wartości akcji spółki giełdowej KGHMGdzie trzymać oszczędności nieruchomości Osoby, które 32 lata temu trzymały swoje oszczędności w pieniądzach, a dokładnie w polskim złotym straciły całe majątki. Niestety w czasach dewaluacji waluty, w której trzymamy swoje oszczędności, musimy liczyć się z tym, że nasz majątek może stracić na wartości z dnia na dzień 50 proc., a nawet więcej wszystko zależy od sytuacji. Oczywiście są sytuacje, w których inflacja znacznie wolniej zjada pieniądze aniżeli podczas wielkiej dewaluacji marki z lat 30, ale mimo to inflacja sama w sobie co roku zjada oszczędności trzymane w pieniądzach. W takim razie gdzie trzymać oszczędności w 2022 r.? Gdzie trzymać oszczędności gdy inflacja w Polsce dochodzi do 15%, a oprocentowanie kont bankowych to 4%. Co oznacza, że pieniądze trzymane w banku tylko pod kątem inflacji tej podawanej przez rząd tracą na wartości 11%. Czytaj więcej: gdzie trzymać oszczędności, czy w walutach? Gdzie trzymać oszczędności w 2022 r.? W takim razie gdzie trzymać oszczędności? Czy trzymać oszczędności w banku? Otóż tak jak w powyższym paragrafie jest zawarte pieniądze w bankach czy to jest waluta euro, funt brytyjski, dolar amerykański, czy polski złoty tracą na wartości ze względu na to, że inflacja jest o kilka lub kilkanaście procent wyższa, aniżeli oprocentowana waluta trzymana w banku to oczywiście oznacza, że trzymanie pieniędzy w pieniądzach oznacza, iż tracimy w skali roku według oficjalnych wskaźników inflacji na przykład 12 proc. W jakiej walucie trzymać oszczędności? Którą walutę kupić w 2022? Jednak jeżeli dłużej się zastanowić czy wzrost cen usług i towarów w przykładowej Polsce lub innym kraju, w którym mieszka dużo Polaków wynosi tylko 10 proc., to dojdziemy do wniosku, że to może być tylko średnia wzrostu cen usług i towarów, czyli poziom inflacji w danym roku. Przecież w Polsce, a także w przykładowej Wielkiej Brytanii są okresy, w których ceny nieruchomości, chociażby te oficjalne średnie ceny nieruchomości w skali roku wzrastają o 8 proc. To oznacza, że inflacja, licząc tylko ceną nieruchomości to 8 proc. Tak więc trzymając przykładowe 100 tys. euro w banku na 1 proc., oznacza, że każdego roku, tylko w stosunku do rosnących cen nieruchomości, tracimy 7 proc. To oznacza, że tylko w rok wartość trzymanych pieniędzy w banku, czyli to ile możemy kupić za nie mieszkań, spada o 7 proc. W konsekwencji 100 tys. euro w jeden rok w stosunku do cen nieruchomości a dokładnie wzrostu cen nieruchomości w ostatnim roku traci 7 tys. euro. W konsekwencji gdyby trzymać 100 tys. euro w przykładowym niemieckim banku, który gwarantuje nam oprocentowanie tych pieniędzy w skali roku na poziomie 0,1 proc., będzie oznaczało, że przez 5 lat nasze pieniądze w stosunku do wartości rosnących cen mieszkań i domów drastycznie stopnieją. Zakładając, że ceny nieruchomości w Polsce rosną w skali roku średnio o 7 proc., to oznacza, że dzisiaj nieruchomość, za którą musimy zapłacić w Polsce 100 tys. euro, za pięć lat musielibyśmy zapłacić 143,5 tys. euro, czyli o 43,5 proc. więcej aniżeli dzisiaj. To oznacza, że pieniądze trzymane na koncie w banku czy to jest niemiecki bank, czy holenderski bank, czy belgijski bank w 5 lat stracą 43,5 tys. euro. Kupowanie euro – gdzie trzymać oszczędności? W konsekwencji osoby, które posiadają dzisiaj 100 tys. euro nie dość, że nic by nie zyskały, na trzymaniu tych pieniędzy w banku to stracą w przeliczeniu na złotówki po dzisiejszym kursie 196 tys. zł., to są bardzo duże pieniądze, które przy jeszcze większych sumach nie mieszczą się w głowie. W takim razie, jaka może być odpowiedź na nasze dzisiejsze pytanie gdzie trzymać oszczędności? Jak widać powyżej, trzymając euro na koncie w banku przez 5 lat na prawie zerowym oprocentowaniu, stracimy w stosunku do wartości rosnących cen nieruchomości w Polsce bagatela 43,5 tys. euro. Myślę, że 99 proc. osób nie ma żadnych wątpliwości, że trzymanie pieniędzy w euro jest totalnie nieopłacalne, chyba, że chcemy mieć dostęp do tych pieniędzy ze względu na to, że prowadzimy biznes i potrzebujemy ciągle linii gotówkowej, ale to jest inna sprawa, ponieważ dzisiaj analizujemy gdzie trzymać oszczędności, a nie pieniądze, które są przeznaczone na inwestycje w biznes. Oczywiste jest na podstawie powyższego przykładu z życia wziętego podpartego na faktach matematyką, która nie kłamie, jest, że trzymanie pieniędzy w walucie takiej jak euro, która jest oprocentowana 0 w okresie, gdy ceny nieruchomości rosną o 10 proc. w skali roku lub mniej, lub więcej jest totalnie nieopłacalne. W takim razie gdzie trzymać oszczędności? Jeżeli nie opłaca się trzymać oszczędności w walucie euro, to może opłaca się trzymać w funtach brytyjskich lub dolarach amerykańskich, a może we franku szwajcarskim? Otóż trzymanie oszczędności w każdej z powyżej wymienionych walut jest tak samo nieopłacalne jak trzymanie oszczędności w euro. Dlaczego trzymanie oszczędności w funcie brytyjskim, dolarze amerykańskim i franku szwajcarskim jest tak samo nieopłacalne jak trzymanie oszczędności w euro, które są oprocentowane w banku prawie 0 lub 9 proc. poniżej inflacji, a nawet 10 proc. poniżej wzrostu cen nieruchomości? Odpowiedź jest prosta dolary amerykańskie, a także funty brytyjskie i frank szwajcarski są hiper nisko oprocentowane. Funt brytyjski jest oprocentowany na poziomie 1,25 proc Dolar amerykański jest oprocentowany na poziomie 1,75 proc. Jeszcze większym zaskoczeniem może być fakt, że frank szwajcarski jest oprocentowany 0,25 proc. poniżej zera. Dla wielu ludzi może się to wydawać dziwne, że frank jest oprocentowany 0,25 proc. poniżej zera, ale to są fakty. Tak więc trzymanie pieniędzy w pieniądzach czy to jest euro, frank szwajcarski, dolar amerykański, funt brytyjski jest totalnie nieopłacalne ze względu na to, że wzrost cen usług i towarów, czyli inflacja jest znacznie wyższa aniżeli oprocentowanie waluty, to oznacza, że z dnia na dzień z miesiąca na miesiąc z roku na rok pieniądze trzymane w pieniądzach się dewaluują kiedy możemy kupić za nie coraz mniej aniżeli wcześniej. Gdzie trzymać oszczędności banki i waluty W tym punkcie tego tekstu warto zauważyć, że mimo to, iż nie opłaca się trzymać pieniędzy w wymienionych powyżej walutach, jest fakt, iż to, że dana osoba posiada 5 tys. euro i to są jej całe oszczędności, nie oznacza, że powinna zaraz za to kupić akcje giełdowe, złoto, lub inne aktywa. Oczywiste jest, że warto mieć pewną sumę pieniędzy na czarną godzinę mimo to, że ta suma pieniędzy dewaluuje się z dnia na dzień przez rosnące ceny usług i towarów, czyli inflację. Osoby, które myślą, że w wieku 20 lat będą zbierały swój majątek w pieniądzach, na przykład przez następne 40 lat powinny zrozumieć, że nie da się przezwyciężyć tego, co jest faktem i co jest nieuniknione. To, że Ty trzymasz pieniądze w pieniądzach, nie oznacza, że Ciebie inflacja ominie mimo to, że co jakiś czas dorzucasz do swojej kupki pewną nową uzbieraną ilość ciężko zarobionych pieniędzy. Wykres: analiza gdzie trzymać oszczędności na podstawie danych inflacji i kursu dolara amerykańskiego w stosunku do polskiego złotego source: W trzymaniu pieniędzy w pieniądzach jest ważne to aby oprocentowanie tych pieniędzy lub wzrost z inwestycji był równy inflacji, a najlepiej przewyższał inflację, dzięki czemu możemy się bogacić, jako że gdy wzrost inwestycji lub oprocentowanie pieniądza będzie równe inflacji to tylko zachowamy wartość tego pieniądza w stosunku do wcześniejszych cen a jeżeli oprocentowanie, lub wzrost z inwestycji będzie wyższe niż inflacja to trochę zarobimy w zależności od tego jak wysoko będą oprocentowane pieniądze. Jeżeli trzymanie pieniędzy w euro, dolarze amerykańskim i w funcie brytyjskim jest totalnie nieopłacalne to gdzie trzymać oszczędności? Czy istnieje jakaś metoda na oszczędzanie pieniędzy, która gwarantuje oprocentowanie wyższe od lub równe inflacji? Jak mówi przysłowie, pewne w życiu są tylko podatki i śmierć. Tak więc nie ma czegoś takiego jak gwarancja jeżeli chodzi o inwestowanie. Oczywiście są banki, które gwarantują oprocentowania na poziomie na przykład 1 proc. przez pół roku, ale to są tylko chwyty marketingowe, które w rzeczywistości nie mają nic wspólnego z zachowaniem wartości trzymanych pieniędzy w tych bankach. Bardzo popularną radą w świecie inwestycji, oszczędności i próbie generowania zysków z zarobionego majątku jest odpowiedź zawierająca słowo dywersyfikacja lub dwa słowa dywersyfikacja ryzyka. Dywersyfikacja ryzyka oznacza, że dywersyfikujemy, czyli rozkładamy ryzyko na różne aktywa. To oznacza że jeżeli przykładowe 100 tys. euro rozłożymy na 6 rodzajów aktywów to gdy jedno z nich straci mocno na wartości lub dwa z nich stracą mocno na wartości, to zawsze pozostają 4 aktywa, które mogą zyskać na wartości. Gdyby zainwestować 100 proc. z 100 tys. euro na przykład tak jak w markę niemiecką przed jej dewaluacją to oznaczałoby, że z dnia na dzień podczas dewaluacji euro moglibyśmy stracić 90 proc. z 100 tys. euro, czyli wczorajsze 100 tys. euro z dnia na dzień mogłoby być warte 10 tys. euro. Jednak gdyby 100 tys. euro podzielić na pięć różnych walut na przykład na polskie złote, dolary amerykańskie, franki szwajcarskie, juany chińskie i euro to w chwili dewaluacji euro pozostałe waluty teoretycznie mogłyby nabrać na wartości, to oznaczałoby, że 100 tys. euro trzymane w pięciu różnych walutach jutro co prawda mogłoby stracić na wartości przez dewaluację 1/5 części trzymanej w euro jednak pozostałe części mogłyby wzrosnąć na wartości, dzięki czemu wczorajsze 100 tys. euro mimo drastycznego spadku wartości euro mogłoby być warte nawet 150 tys. euro. Jednak czy to jest dobry ruch, czy to jest dobra odpowiedź na pytanie gdzie trzymać oszczędności w 2022 r.? Otóż może się okazać, że wraz z dewaluacją euro, także dojdzie do dewaluacji franka szwajcarskiego i funta brytyjskiego tak jak wielokrotnie już się zdarzało w historii naszego świata. Mało o tym ludzi wie, że 100 lat temu jeden funt brytyjski kosztował 5 dolarów. Dzisiaj funt brytyjski kosztuje mniej więcej jeden dolar. Czytaj więcej: Co z dolarem w najbliższym czasie? Dodruk w 2022 r. i spadek kursu Czytaj więcej: Jak zarobić na mieszkaniu 10 tys. zł miesięcznie? To oznacza, że funt brytyjski w stosunku do dolara amerykańskiego zdewaluował się o 4 funty, czyli o 75 proc., lub też patrząc z innej strony, dolar amerykański wzrósł na wartości w stosunku do funta brytyjskiego pięciokrotnie. Finalnie dojdziemy do wniosku, że dywersyfikacja ryzyka, której zasadą byłoby rozproszenie 100 tys. euro na 5 walut, wcale nie obroni nas przed dewaluacją waluty. Jeżeli do dewaluacji waluty dojdzie także pod kątem innych walut. Nie można także zapomnieć, że rozproszenie majątku trzymanego w euro w tym przypadku 100 tys. euro na 5 walut jest pewnym posunięciem, które można określić jako dywersyfikacja ryzyka. Jednak ta dywersyfikacja ryzyka ma także to do siebie obok tego, że im te waluty także mogą się zdewaluować i oprocentowanie tych walut także jest niższe od inflacji o 10 proc. Tak więc nawet gdyby nie doszło do dewaluacji euro ani dewaluacji funta brytyjskiego, ani dewaluacji dolara amerykańskiego to trzymając pieniądze rozproszone na 5 walut, czyli 20 tys. euro, 20 tys. dolarów, 20 tys. funtów, 20 tys., franków, 100 tys. zł nie oznacza, że otrzymamy za te pieniądze w bankach wysokie oprocentowanie, które przezwycięży inflację, a tym bardziej wygeneruje wzrost, który przewyższa inflację. Innym rodzajem dywersyfikacji ryzyka, które może być rozproszenie majątku o wartości 100 tys. euro na inne źródła, które mogą zachować wartość majątków, a nawet przewyższyć inflację. Tym rodzajem dywersyfikacji ryzyka jest rozproszenie 100 tys. euro na zakup akcji giełdowych, znaczne ilości złota inwestycyjnego o dobrej próbie, gruntów rolnych lub pod zabudowę mieszkaniową, nieruchomości oraz waluty. Jeżeli osoba, która zastanawia się gdzie trzymać oszczędności, chciałaby trzymać te oszczędności na dłuższy okres na przykład 5 lat lub 10 lat, a nawet 20 lat i oczekuję wzrostu wartości tych oszczędności razem z inflacją lub ponad inflację to rozproszenie kapitału na takie aktywa jak złoto, grunty, nieruchomości i akcje giełdowe mogą być dobrym rozwiązaniem. Trzymane oszczędności w ten sposób oczywiście są mniej płynne i bardziej płynne. Inwestując w złoto, mamy możliwość sprzedaży tego złota teoretycznie w każdej chwili niczym walutę. Dzięki inwestycji w złoto mamy dostęp do swoich pieniędzy, sprzedaż złota nie jest tak skomplikowana i długotrwała niczym sprzedaż nieruchomości lub gruntu, choć także może się wiązać z pewnymi wybojami, ale warto pamiętać, że złoto potrafi bardzo mocno podrożeć od chwili zakupu. Jednak kupując złoto, też trzeba o tym pamiętać, że cena złota bardzo często skacze z góry na dół i to, że dzisiaj złoto zakupione za 100 tys. zł nie oznacza, że za miesiąc to samo złoto także będzie kosztować 100 tys. zł lub będzie kosztować 110 tys. zł. Może się okazać, że za dwa miesiące kurs złota spadnie na kilka miesięcy lub nawet na rok i chcąc sprzedać złoto, o wcześniejszej wartości 100 tys. zł otrzymamy tylko 80 tys. zł. Jednak z drugiej strony gdyby patrzeć na historyczne ceny wartości złota to od sierpnia 2018 r. do sierpnia 2020 r. cena złota licząc w dolarach, wzrosła o 100 proc., to oznacza, że złoto zakupione w 2018 r. zarobiłoby przez 2 lata 100 proc. Finalnie kupując złoto za 100 tys. zł w 2018 r., po dwóch latach mielibyśmy 200 tys. zł. Jednak z drugiej strony warto przypomnieć rok 2011, w którym cena złota w kilka lat spadła o 50 proc. W takim przypadku kupując złoto za 100 tys. zł po 3 latach, wiązałoby się z tym, że to samo złoto jest warte tylko 50 tys. zł. Otóż złoto ma to do siebie, że jego cena spada z góry na dół, co jest de facto bardzo dobrym aktywem doinwestowania, ponieważ mądrzy inwestorzy kupują wtedy gdy dane aktywa spadają a sprzedają gdy dane aktywa mocno zyskały na wartości co najmniej głupie by było kupować wtedy gdy złoto jest drogie a sprzedawać złoto gdy jest tanie. Tak więc osoby, które rozumieją prawidła ekonomii i wzrostu wartości złota oraz spadku wartości złota kupują złoto wtedy gdy jest tanie a sprzedają gdy jest drogie i tak w kółko niczym procent składany zarabiają miliony. Osoba niedoświadczona i inwestująca w złoto swoje wszystkie zaskórniaki zapewne spanikowałaby gdyby złoto zakupione za 100 tys. zł po 3 latach było warte 50 tys. zł i sprzedałaby to złoto. Jednak podstawową zasadą ceny złota jest to, że złoto w dłuższym okresie czasu zawsze drożeje, mimo spadku wartości tego złota co jakiś czas nadchodzą wzrosty wartości złota. Dzisiaj jedna uncja złota kosztuje 1,9 tys. dolarów, jednak w 2000 r. jedna uncja złota kosztowała 258 dolarów. Co oznacza, że kupując w roku 2001 uncje złota, zarobilibyśmy bagatela 8 razy więcej. Jednak trzeba pamiętać, że może dojść do sytuacji tak jak w roku 1980 gdy kurs złota wynosił 670 dolarów, ale następnie przez całe lata spadał aż do roku 2000, w którym cena złota wynosiła mniej więcej 250 dolarów za uncję. Jednak od roku 2000 do roku 2011 kurs złota drastycznie wzrósł i za jedną uncję płacono 1,8 tys. dolarów, następnie złoto znowuż drastycznie straciło na wartości i po drastycznym spadku na wartości znowu zyskało na wartości do dzisiejszej wysokiej ceny. Gdzie trzymać oszczędności akcje giełdowe Następnym miejscem, gdzie trzymać oszczędności a właściwie miejscem, gdzie inwestować oszczędności mogą być akcje giełdowe spółek. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że akcje spółek giełdowych rosną, ale także ich wartość spada. Mimo to, że akcje spółek giełdowych mogą stracić na wartości, lecz dodatkowo mogą wypłacać dywidendę. Co oznacza, że akcje spółek mają to do siebie, iż mogą pomnożyć oszczędności o wzrost wartości danej akcji, a także wypłatę dywidendy z akcji. Mimo to, że osoba chciałaby zainwestować tylko 20 proc. ze 100 tys. euro w akcję spółek giełdowych, to znowuż warto zachować dywersyfikację ryzyka, tym razem po raz drugi inwestując w kilka spółek giełdowych. Wykres: gdzie trzymać oszczędności na podstawie wartości akcji spółki giełdowej KGHM Gdzie trzymać oszczędności na podstawie cen akcji KGHM. KGHM Chart by TradingView Mimo to, że omawiane 100 tys. euro może zostać poddane dywersyfikacji ryzyka, czyli rozproszone na 5 inwestycji jak waluta, nieruchomość, grunty, złoto, a także akcje giełdowe to same akcje giełdowe także mogą zostać poddane dywersyfikacji ryzyka. Co oznacza poddać dywersyfikacji ryzyka inwestycje w akcję spółek giełdowych? Otóż to znaczy to samo co dywersyfikacja ryzyka, która została wcześniej wytłumaczona. Gdyby zainwestować całe 20 tys. euro w jedną spółkę to istnieje możliwość, że dana spółka nie wypłaci w tym roku dywidendy, a jej wartość pozostanie na dotychczasowym poziomie lub spadnie. Oczywiście także istnieje taka możliwość, że zakupiona spółka wzrośnie cenowo niczym akcje KGHM i dywidenda będzie wypłacana bardzo wysoka, lecz tego nigdy nikt nie jest pewien. Tak więc warto nawet te małe 20 tys. euro poddać pewnej dywersyfikacji ryzyka inwestując w kilka spółek giełdowych, które na przykład mają wielkie znaczenie dla polskiej gospodarki i będą zawsze mogły liczyć na dogodne środowisko do swojej działalności zapewnione przez polskie prawo i instytucje, które zarządzają wieloma aspektami życia w Polsce. Gdzie trzymać oszczędności nieruchomości 20 tys. euro zainwestowane w nieruchomość w Polsce wydaje się śmieszne, jednak taka jest prawda, że już 100 tys. zł może wystarczyć na zakup małej kawalerki i nie chodzi tutaj o najdroższe miasta w Polsce a te mniejsze. Warto zapamiętać, że kupując nieruchomości, możemy zarobić na wzroście ceny tej nieruchomości, a także na wynajmie tej nieruchomości. Oczywiście cena tej nieruchomości może spaść na pewien czas, lecz tak jak pokazała historia i matematyka, która nie kłamie, ceny nieruchomości czasem spadają, a czasem rosną, ale w konsekwencji wzrost cen nieruchomości na przestrzeni wielu lat jest nieunikniony. Ceny nieruchomości teoretycznie i praktycznie co 10 lat rosną o 100 proc. Kupując małą kawalerkę w jednym z mniejszych miast w Polsce, musimy wiązać się z tym, że będzie trzeba stracić na kawalerkę czasem trochę czasu, jednak nic nie ma za darmo. Ktokolwiek chce mieć cokolwiek, musi na to poświęcić czasem jakiś czas. Oczywiście kawalerkę można oddać agencji pod zarząd, ale to temat na inny tekst. Do tej pory dotarliśmy do trzech źródeł, w które można lokować swoje pieniądze odpowiadając w ten sposób na część pytania gdzie trzymać oszczędności? 100 tys. euro podzieliliśmy na 5 miejsc, w które można inwestować swoje oszczędności, które według swojej specyfiki są różne od siebie. 20 tys. euro zainwestowane w złoto może dać zwrot ze wzrostu cen tego złota nawet 100 proc. w 2 lata jednak warto pamiętać, że w ciągu dwóch lat cena złota, które zostało zakupione za 20 tys. euro, może spaść do 10 tys. euro i będzie trzeba zaczekać następne 2-lata, aby sprzedać to złoto z zyskiem. Złoto ma to do siebie, że można je sprzedać bardzo szybko, jednak jest bardzo podobne do nieruchomości ze względu na to, że złoto nie jest aktywem, w którym warto inwestować pieniądze na chwilę ze względu na to, że złoto może potanieć na kilkanaście lat, a nawet dłużej jednak dużym plusem złota jest, że można je sprzedać i schować bardzo łatwo. Drugim sposobem na oszczędzanie pieniędzy stały się akcje giełdowe, które także można podciągnąć pod dywersyfikację ryzyka, dzięki czemu 20 tys. euro może zastać zainwestowane na przykład w cztery spółki po 5 tys. euro na jedną spółkę lub w 5 spółek po 4 tys. euro na jedną spółkę. Plusem akcji jest to że gdy spółka radzi sobie bardzo dobrze to bardzo łatwo sprzedać te akcje i dodatkowo możemy otrzymać dywidendę, czyli zarabiamy na wzroście ceny wartości danej akcji oraz istnieje możliwość otrzymania dywidendy, a także łatwa płynność akcji, czyli możliwości szybkiej i łatwej sprzedaży. Trzecie miejsce, które składa się na odpowiedź na pytanie gdzie trzymać oszczędności jest zainwestowanie 20 tys. euro w kawalerkę, która w ciągu kilkunastu lat może wygenerować wzrost z ceny zakupionej nieruchomości oraz z wynajmu nieruchomości mimo to, że cena tej nieruchomości może spaść na kilka lat poniżej 100 tys. zł to w okresie 5-letnim lub 10-letnim istnieje możliwość, że cena zakupionej nawet tak małej nieruchomości może wzrosnąć o 20 proc., 30 proc., a nawet 50 proc. plus do tego można zarobić na wynajmie tej nieruchomości. Czwartą nogą inwestycyjnego stołu, która może zachować wartość pieniądza, a nawet znacznie wzbogacić osobę, która w ten sposób oszczędza, a właściwie inwestuje swoje pieniądze, może być zainwestowanie 20 tys. euro w zakup gruntu rolnego lub gruntu budowlanego takiego, który w papierach ma pozwolenie na budowę nieruchomości najlepiej mieszkalnych, ale czasem lepiej jest gdy na danej ziemi można wybudować nieruchomości komercyjne na przykład sklep lub hurtownie. W konsekwencji za inwestowanie oszczędności w powyżej 4 wymienione aktywa może dać cztery nogi do stołu, który dzięki temu będzie stał, jednak czasem się zdarza, że jedna noga się złamie i wtedy cały stół. Dlatego może być dobrym sposobem zainwestowanie w jeszcze jedną zapasową nogę inwestycyjnego stołów. Piątym miejscem czy jak to chce aktywem, mogą być wcześniej wspomniane waluty, ale nie po to, aby na nich zarobić, a raczej, aby mieć dostęp do linii gotówkowej. Gdy złoto trzeba sprzedać, akcje także, a na sprzedaż nieruchomości czeka się długo, a na sprzedaż ziemi może jeszcze dłużej, to gdyby 20 tys., euro podzielić na 4 części i za 5 tys. euro kupić polskich złotych, za drugie 5 tys. euro kupić franków szwajcarskich, trzecie 5 tys. euro pozostawić w euro, a czwarte 5 tys. euro przeznaczyć to zakup dolarów amerykańskich to znowu zostałaby wprowadzona następna dywersyfikacja ryzyka drugiego poziomu, czyli rozproszenie inwestycji w waluty na cztery waluty jeżeli jedna waluta się zdewaluuje, to może inne się nie zdewaluują lub nie stracą na wartość jeżeli jedna waluta straci na wartości względem drugiej, to ta druga zyska względem tej pierwszej, dzięki czemu dywersyfikacja ryzyka pojawia się w pełnym wymiarze. Mimo to, że trzymanie pieniędzy w pieniądzach się nie opłaca tak, jak wcześniej wspomnieliśmy, to jednak jedną piątą ze 100 tys. euro może opłacać się, trzymać w pieniądzach ze względu na to, że czasem gotówka jest potrzebna z dnia na dzień, a trzymając wszystkie pieniądze w złocie lub akcjach będziemy zmuszeni sprzedać te akcje po aktualnej cenie, która nie do końca może nas zadowolić, więc możemy mieć mały problem. Odpowiedzią na pytanie gdzie trzymać oszczędności a właściwie gdzie inwestować oszczędności tak, aby zachowały wartość z dnia zainwestowania lub dodatkowo zyskały na wartości ponad inflacje, jest bardzo prosta, lecz wymaga trochę czasu i zapoznania się z faktami oraz danymi historycznymi cen i wartości tych aktywów. Gdy trzymanie 100 tys. euro w euro jest totalną głupotą w czasach gdy oprocentowanie w banku jest mniejsze o 5 proc. niż inflacja, a nawet 7 proc. niż wzrost cen nieruchomości to rozproszenie tych pieniędzy na kilka źródeł uzyskiwania zysku i wzrostu wartości jest bardzo rozsądne i się nazywa dywersyfikacja ryzyka, dodatkowo można wprowadzić drugi poziom weryfikacji ryzyka tak jak z walutami lub akcjami giełdowymi. 100 tys. euro można podzielić na pięć części po 20 tys. euro. Za 20 tys., euro można kupić złoto inwestycyjne o najwyższej próbie. Za drugie 20 tys. euro można kupić akcje giełdowe pięciu dobrych spółek, wprowadzając drugi poziom dywersyfikacji ryzyka. Za trzecie 20 tys. euro można kupić małą kawalerkę w niedrogim mieście, która może generować wzrost wartości, a także zysk z wynajmu następnie dla świętego spokoju, aby sobie leżało, można kupić ziemię pod budowę, lub ziemię rolną jeżeli już ktoś bardzo chce. Pamiętajmy, że ziemi na świecie nie przybywa, więc jej cena musi rosnąć tak samo jak musi rosnąć cena nieruchomości, które muszą być remontowane i budowane przez pracowników, których przecież wypłaty z roku na rok rosną. Przypominam, że 30 lat temu w Polsce zarabiało się średnio 100 dolarów miesięcznie. Dzisiaj w Polsce zarabia się średnio 1,6 tys. dolarów miesięcznie, czyli 16 razy więcej tak więc nie ma innej możliwości niż wzrost cen nieruchomości w przypadku gdy te nieruchomości są budowane, przez pracowników, których płace zawsze rosły. Tabela. Jak rosły płace w Polsce vs oprocentowanie w bankach – gdzie trzymać oszczędności? Pieniądze? Tabela. Gdzie trzymać oszczędności na podstawie rosnących wynagrodzeń w Polsce. Dane historyczne. Źródło Ten tekst nie ma na zadanie namówić nikogo do zainwestowania swoich 100 tys. euro ani w złoto, ani w nieruchomości, ani w grunty, ani w akcje giełdowe a tym bardziej w inne waluty jak dolar amerykański, frank szwajcarski, funt brytyjski czy polski złoty. Jednak jak historia pokazała dywersyfikacja ryzyka inwestowania pieniędzy uratowała majątki niejednej rodziny każdy powinien zadać sobie samodzielnie pytanie gdzie trzymać oszczędności i każdy powinien samodzielnie odpowiedzieć sobie na pytanie gdzie trzymać oszczędności zdobywając wcześniej wiedzę i umiejętności, które pozwolą odpowiedzieć na pytanie gdzie trzymać oszczędności. Bynajmniej ten tekst nie namawia nikogo do inwestowania w omawiane aktywa i zastosowanie dwupoziomowej dywersyfikacji, ale tym bardziej nie namawiaj nikogo do trzymania pieniędzy w pieniądzach a tym bardziej całych swoich pieniędzy w postaci 100 tys. euro w czasach, w których oprocentowanie tych 100 tys. euro jest niższe od inflację o 4 proc., a od wzrostu cen nieruchomości nawet 7 proc. w skali roku to w konsekwencji naraża 100 tys. euro na utratę w ciągu pięciu lat bagatela 43,5 tys. euro przez postępującą inflację oraz wzrost cen usług i towarów także aktywów, jakim są nieruchomości. Praktyka pokazuje, że giełdowi inwestorzy dzielą się zazwyczaj na zwolenników analizy fundamentalnej bądź technicznej. Przyczyną tego stanu rzeczy jest fakt, iż obie techniki były dotychczas uważane za nieporównywalne. Pierwsza skupia się na wewnętrznej sytuacji spółki, podczas gdy druga - na jej funkcjonowaniu na parkiecie giełdowym. Tymczasem, nowa metoda oceny atrakcyjności akcji ujmuje ilościowo wyniki analizy technicznej i porównuje je z wynikami analizy fundamentalnej. Zasadniczym celem giełdowych inwestorów jest taki wybór i dobór akcji, aby zagwarantować sobie maksymalny uzysk przy minimalnym ryzyku inwestycyjnym. Starając się osiągnąć ten cel, zwykle analizują akcje będące obiektem ich zainteresowania. Śledzą oni uważnie doniesienia w mediach na temat danej spółki, w ocenie zaś stosują analizę techniczną bądź fundamentalną. Ta druga polega, ogólnie rzecz biorąc, na obserwacji danych udostępnianych przez spółkę, a dotyczących głównie jej sytuacji ekonomiczno-finansowej. Informacje te upowszechniane są na ogół w mediach pod postacią raportów i wskaźników finansowych. Kryteria te obejmują takie obszary funkcjonowania spółki, jak: rentowność, płynność finansowa, zadłużenie, sprawność działania i rynek kapitałowy. W praktyce branżowej funkcjonuje mnogość wskaźników. Ich liczbę różne źródła określają w szerokim przedziale, od 100 do nawet 400. Nie ulega jednak wątpliwości, iż analiza wskaźnikowa jest przedsięwzięciem skomplikowanym, a przede wszystkim czasochłonnym. Ponadto, spółki giełdowe udostępniają dane do wskaźników w ramach sprawozdań finansowych, a więc w pełnym zakresie na ogół raz do roku, zwykle na jego koniec. Uważna i rzetelna analiza fundamentalna pozwala jednak ocenić kondycję finansową i rzeczywistą sytuację danej spółki, co powinno ułatwić prawidłową ocenę jej możliwości na rynku kapitałowym. Inną metodą oceny szans inwestowania w akcje danej spółki jest tzw. analiza techniczna. Polega ona na przyjęciu założenia, iż decydujące dla pomyślnej perspektywy inwestowania w akcje danej spółki jest określone kształtowanie się przebiegu jej akcji w czasie, przy czym historia akcji w przeszłości pozwala przewidzieć ich najbliższą przyszłość. U podstawy analizy technicznej spoczywa założenie, że "rynek dyskontuje wszystko", tzn. zarówno sytuację finansową spółki (fundamenty), jak i jakość zarządzania oraz pomyślne i niepomyślne wieści dotyczące spółki, udostępniane przez media. Praktyka wykazuje, że inwestorzy dzielą się zazwyczaj na zwolenników jednej bądź drugiej techniki analitycznej. Przyczyną takiego podziału jest fakt, iż obie techniki były dotychczas uważane za nieporównywalne. Analiza fundamentalna miała bowiem charakter obliczeniowy, podczas gdy analiza techniczna funkcjonowała (i nadal funkcjonuje) pod postacią bardziej lub mniej złożonych komputerowych programów wizualnych, udostępnianych przez większość domów maklerskich w Internecie. Na koniec należy zaznaczyć, że analiza fundamentalna skupia się na sytuacji wewnętrznej spółki, podczas gdy analiza techniczna na jej funkcjonowaniu pod postacią akcji na parkiecie giełdowym. Techniczna plus fundamentalna Przedstawiona nowa metoda oceny atrakcyjności akcji danej spółki polega na skwantyfikowaniu (ujęciu ilościowym) wyników analizy technicznej i porównaniu ich z wynikami analizy fundamentalnej. Chodzi o identyfikację akcji, które są najbardziej dochodowe z punktu widzenia spodziewanego zysku z inwestycji i odznaczają się jednocześnie najmniejszym ryzykiem inwestycyjnym. Zależy również na ustaleniu, jaki udział w pozycji spółki, wynikającej z analizy technicznej akcji, stanowi jej kondycja finansowa, określona wybraną metodą związaną z analizą fundamentalną. Jednym z założeń metody jest ustalony horyzont inwestycyjny, nie mniejszy niż jeden rok i jego kolejne wielokrotności. Metoda nie jest zatem zalecana w przypadku krótkoterminowej strategii spekulacyjnej. Może jednak pomóc w zidentyfikowaniu spółek, które charakteryzują się cechami szczególnie pożądanymi z punktu widzenia spekulacyjnej gry giełdowej. Metoda, w swej części dotyczącej kwantyfikacji analizy technicznej, oparta została na koncepcji stosowanej w obszarze anglosaskich rynków kapitałowych. Idea konfrontacji wyników skwantyfikowanej analizy technicznej z wynikami wybranej metody analizy fundamentalnej i ich interpretacja, stanowią opracowanie oryginalne. Atrakcyjność inwestycyjna akcji danej spółki, zwana dalej potencjałem dochodowym (Total Winning Potential Value), jest funkcją perspektywy dochodu z akcji (Winning Prospect) i tzw. ryzyka całkowitego (Risk), związanego z daną inwestycją. Z kolei szansa na dochód z akcji (Winning Prospect) to funkcja średniej (niearytmetycznej) rocznej rentowności akcji w badanym okresie (average Rentability per Year = avRpY) oraz stabilności zysku (Winning Stability = WS). Średnia rentowność akcji pozwala określić, z dzisiejszego punktu widzenia, jaka była przeciętna roczna rentowność akcji badanych spółek na przestrzeni ostatnich 5 - 6 lat, gdyż taki był przeważnie okres objęty analizą. Z kolei stabilność zysku (WS) mierzy prawdopodobieństwo uzyskania dodatniej rentowności przy zbyciu akcji w badanym cyklu 5 - 6 lat. Wprowadzenie do rozważań wskaźnika stabilności (WS) pozwala inwestować w akcje o nie tylko wysokiej, ale i stabilnej w czasie rentowności. Unika się w ten sposób akcji tzw. cyklicznych, które cechuje wysoce nieregularny i nieprzewidywalny przebieg rentowności i ryzyka inwestycyjnego. Wskaźnik średniej rentowności (avRpY) zazwyczaj służy do porównywania akcji różnych spółek między sobą, pod względem potencjalnej szansy zysku z inwestycji. Ryzyko całkowite (Risk) jest funkcją wskaźnika straty (Loss Ratio) i wskaźnika maksymalnej ceny akcji (TRV Ratio). Ten pierwszy indykator wskazuje tzw. ryzyko zasadnicze i stanowi bazę porównawczą akcji różnych spółek pod względem ryzyka inwestycyjnego (podobnie jak rentowność "avRpY" w przypadku spodziewanego zysku). Ujmuje on ryzyko w aspekcie historycznym, gdyż zbudowany jest na danych z przeszłości. Z kolei wskaźnik maksymalnej ceny akcji (TRV Ratio) pokazuje ryzyko w ujęciu bieżącym, gdyż do jego konstrukcji użyto kursów maksymalnego i bieżącego. Wskaźnik straty (Loss Ratio) jest funkcją prawdopodobieństwa straty w zbadanym okresie (Loss Probability) i ważonej straty przeciętnej (weighted average Loss). Z kolei do oceny aspektu fundamentalnego spółki zastosowano tzw. syntetyczny wskaźnik oceny kondycji finansowej Altmana, zwany Z-Score. Stosowany on bywa do oceny "standingu" finansowego przedsiębiorstwa, w dalszej zaś kolejności do wstępnego przewidywania problemów finansowych lub bankructwa spółki.. Model Z-Score łączy tradycyjną analizę wskaźnikową z metodą statystyczną, znaną jako wielowymiarowa analiza dyskryminacyjna (MDA, Multiple Discriminant Analysis). Uwzględniono w nim następujące parametry diagnostyczne kondycji finansowej przedsiębiorstwa: stosunek kapitału pracującego (obrotowego) do całości aktywów. Określa on bieżącą wypłacalność podmiotu. stosunek zysku do dyspozycji podmiotu do całości aktywów. Określa stopę zwrotu. stosunek zysku brutto skorygowanego o odsetki bankowe do całości aktywów. Określa stopę zwrotu. stosunek wartości rynkowej kapitału akcyjnego do całości zobowiązań. Określa strukturę kapitału, efekt wspomagania finansowego. stosunek przychodów ze sprzedaży netto do całości aktywów. Określa rotację aktywów Wielkość graniczna (cut-off point) wskaźnika kondycji finansowej Z-Score wynosi 2,675. Wyodrębnia się też strefę pośrednią wskaźnika, która rozciąga się między 1,81 a 2,99, przy czym w przypadku Z-Score 2,99 oznacza prawidłową kondycję finansową. Te modelowe wartości zostały ustalone dla rynków USA i Kanady. Autor niniejszego opracowania - na podstawie badań polskiego rynku - zaproponował, jako dolną strefę bezpieczeństwa, poniżej której polskim przedsiębiorstwom budowlano-montażowym notowanym na GPW grozi upadłość, wartość Z-Score = 1,00. U podstaw opisanej wyżej metody legło przekonanie, że tylko akcje, które na przestrzeni ostatnich 5 - 6 lat wykazywały ponadprzeciętną rentowność i niższe, niż przeciętne, ryzyko inwestycyjne, zasługują na zainteresowanie inwestorów. Jakość funkcjonowania i efekty działania spółki giełdowej znajdują bowiem bezpośrednie odbicie w poziomie jej kursu. Jednak nie chodzi tu o kurs dnia dzisiejszego, lub ostatnich kilku tygodni bądź miesięcy, lecz o przebieg notowań kursowych z ostatnich kilku lat. Zwłaszcza, jeśli lata 2001 - 2006 wybrane jako podstawa analizy dalekie były na rynku polskim od stabilności - pojawiały się okresy zarówno stosunkowo głębokiej recesji, jak i dynamicznej hossy. Tak zróżnicowany klimat gospodarczy pozwolił wystarczająco zróżnicować spółki pod względem rentowności ich akcji i ryzyka inwestycyjnego. Cechą bowiem dobrego przedsiębiorstwa jest stały harmonijny rozwój, nie zaś wyrywkowe wzloty, przedzielone krótszymi lub dłuższymi okresami stagnacji bądź regresu. Oczywiście, zdarzają się spółki, które na tle miernego kształtowania się kursu ich akcji na parkiecie w dłuższym okresie, prezentują czasem obiecujące wzrosty. Są to tzw. "okazje", których akcje - w myśl pewnej znanej na rynku kapitałowym zasady psychologicznej - kupują niektórzy inwestorzy. Należy jednak podkreślić, iż nabycie akcji o niższej niż przeciętna rentowności i podwyższonym ryzyku, w nadziei, że dana spółka z czasem się "odkuje" jest typowym podejściem spekulacyjnym, nie zaś inwestycją w akcje "sensu stricte". Nabycie tego rodzaju akcji wynika z tzw. myślenia życzeniowego, zakładającego, że w przyszłości kurs akcji odnośnej spółki będzie wyższy niż w przeszłości. Znany amerykański inwestor Warren Buffett zawsze podkreślał, że zwykle bardziej opłacalne jest nabywanie akcji dobrych spółek po umiarkowanych cenach, niż tanio akcji kiepskich spółek. Generalnie, przesłaniem przedstawionej metody jest negacja zasady wyznawanej przez wcale niemały procent inwestorów, polegającej na przekonaniu, że straty przeszłych okresów przekształcą się w zyski bezpośredniej przyszłości. Metoda zakłada inwestowanie w akcje spółek, które na przestrzeni dłuższego okresu czasu wykazują ponadprzeciętną średnią rentowność i ryzyko inwestycyjne poniżej przeciętnego. W tle wniosków na temat rentowności i ryzyka zawsze rozważana jest bieżąca kondycja finansowa spółki, ujęta w postaci czytelnego i stosunkowo łatwego do interpretacji syntetycznego wskaźnika Z-Score. Reasumując, należy stwierdzić, że akcje o najwyższej szansie na zysk powinny cechować następujące parametry: bliska odległość od maksymalnego notowania, wysoka średnia rentowność, niskie ryzyko inwestycyjne i wysoka stabilność dodatniej rentowności przy zbyciu. Polskie spółki - potencjał dochodowy akcji cztery razy większy W Tabeli 1 (spółki polskie) i Tabeli 2 (spółki unijne) przedstawiono zestawienie głównych wskaźników i omówiono niektóre z nich: - średnia rentowność roczna (avRpY) wyniosła dla zbadanego zbioru 22 polskich spółek budowlano-montażowych 24,23%. W przypadku zbioru spółek unijnych, zawierającego 15 dużych i ogólnie znanych, także w Polsce, spółek budowlanych, rentowność wyniosła 5,27%. Jednak zbiór najlepszych w UE spółek budowlanych posiadał już rentowność wyższą, rzędu 15,26 %. A więc była to rentowność porównywalna z wartością obliczoną dla zbioru spółek polskich GPW. - stabilność zysku przy zbyciu akcji (Winning Stability = WS) w przypadku spółek krajowych wyniosła 0,8667, podczas gdy dla spółek unijnych 0,5900. Widać zatem, że spółki polskie odnotowały bardziej dynamiczny wzrost wartości akcji w rozpatrywanym okresie (2001-2006), co znalazło odbicie zarówno w wyższej wartości średniej rocznej rentowności, jak i wyższej stabilności zysku na zbyciu. - prawdopodobieństwo straty (Loss Probability) w przypadku spółek krajowych wyniosło 0,4706, podczas gdy dla spółek unijnych 0,4444. Są to, jak widać, wartości niemal identyczne. Zarówno jedna, jak i druga nie odbiega od średniej wartości dla głównych rynków kapitałowych w Europie. - średnia, ważona strata (weighted average Loss) dla spółek polskich wyniosła 8,8708, dla unijnych zaś 6,6905. Nie jest to różnica, która przemawiałaby w zasadniczy sposób na niekorzyść spółek GPW. - wskaźnik straty (Loss Ratio) jest istotnym wskaźnikiem, często stosowanym do bezpośrednich porównań ryzyka inwestowania między spółkami. Pokazuje on podstawowe ryzyko związane z inwestowaniem w akcje danej spółki. Średnia tego wskaźnika dla zbioru spółek krajowych to 4,26, dla unijnych zaś 2,66 - natomiast dla czołowych unijnych 2,56. W tym przypadku daje się zauważyć wyraźna różnica w podejmowanym ryzyku inwestycyjnym, na niekorzyść spółek polskich. - wskaźnik maksymalnej wartości akcji (TRV Ratio) jest wskaźnikiem pomocniczym, pozwalającym wybrać akcje korzystniejsze spośród akcji dwóch spółek o zbliżonym lub identycznym wskaźniku straty. Wskaźnik ten jest tym lepszy, im niższa jest jego wartość. Dla spółek polskich wyniósł on 0,0734, dla unijnych 0,3774. Najlepsze spółki unijne posiadały wskaźnik maksymalnego kursu akcji rzędu 0,4165. Świadczy to o większej podatności spółek unijnych na zmianę trendu, w ujęciu średnim, statystycznym. - ryzyko całkowite (Risk) jest wskaźnikiem pomocniczym, pochodnym uprzednio omówionych wskaźników ryzyka. Wartość tego wskaźnika jest niemal identyczna w przypadku spółek polskich i unijnych i wynosi odpowiednio 0,3505 i 0,3774. - wskaźnik potencjału dochodowego (Total Winning Potential Value), zwany też wskaźnikiem siły dochodowej, jest sumarycznym wskaźnikiem predykcji spodziewanego dochodu z akcji danej spółki. W przypadku akcji spółek polskich jego wartość średnia wyniosła 79,59 (przy znacznym rozrzucie wartości dla poszczególnych spółek). Odpowiednia wartość dla przedstawionego zbioru 15 spółek UE to 12,96. W przypadku najlepszych spółek UE średni potencjał dochodowy wyniósł 21,61. Zatem była to wartość blisko 4-krotnie niższa, niż dla spółek polskich. Wydaje się to potwierdzać znacznie bardziej dynamiczną, na przestrzeni ostatnich lat, sytuację sektora budowlanego w Polsce, w porównaniu z budowlanymi sektorami wiodących państw unijnych. Obserwacja głównych wskaźników pozwala stwierdzić, że np. na niemieckim rynku kapitałowym sytuacja spółek budowlanych, obserwowana przez pryzmat analizy akcji i kondycji finansowej spółek, nadal kształtuje się niepomyślnie. W obszarze powyżej średniej krajowej (rentowność i ryzyko odpowiednio 24,23 i 4,26) uplasowały się następujące spółki polskie: PBG Polimex-MS Prochem Energopol Projprzem Pemug Naftobudowa Elektrobudowa Echo Investment Spółki te stanowiły 41% analizowanego zbioru. Z kolei powyżej średniej unijnej rentowności i ryzyka dla najlepszych spółek budowlanych znalazły się następujące spółki polskie: PBG Prochem Projprzem Elektrobudowa Limit ryzyka dla spółek unijnych przekroczyły o około 20 % Polimex-MS i Echo Investm,ent które jednak zmieściły się w limicie rentowności. Unijne i polskie Grupę 10 spółek materiałów budowlanych z Niemiec, Francji, Włoch i Wielkiej Brytanii porównano z 4 spółkami polskimi (Tabela 3, spółki polskie i Tabela 4, spółki unijne). Dla porządku warto zauważyć, że rentowność (avRpY) 10 unijnych spółek materiałów budowlanych wyniosła 6,78, czyli nieco więcej niż unijnych spółek budowlano-montażowych - 5,27. Dla spółek polskich średnia rentowność wyniosła 9,99. Z kolei ryzyko wyrażone w przypadku spółek unijnych wskaźnikiem strat (Loss Ratio) wyniosło 2,59 wobec 2,66 unijnej branży budowlano-montażowej. Wskaźnik strat spółek polskich wyniósł 4,66. Całkowity potencjał dochodowy (uśredniony medianą) unijnych spółek materiałów budowlanych wyniósł 13,87 wobec 12,96 dla spółek budowlano-montażowych i 21,61 dla zbioru najlepszych unijnych spółek budowlano-montażowych. Średni potencjał dochodowy polskich spółek materiałów budowlanych GPW wyniósł 7,47, czyli niemal połowę wartości uzyskanej przez unijne spółki materiałów budowlanych i budowlano-montażowe. Również pozostałe wskaźniki obu podsektorów, budowlano-montażowego i materiałów budowlanych, nie wykazały istotnych rozbieżności, co wydaje się świadczyć o wewnętrznym zrównoważeniu całości unijnej branży budowlanej. Poddano analizie 14 spółek materiałów budowlanych, wśród których znalazły się 4 spółki polskie: Decora Opoczno Lentem i Tras Inter Analiza ta wykazała, że np. rentowność spółki Decora jest najwyższa w całym zbiorze, spółki Lentex plasuje się zaś w strefie górnych wartości spółek unijnych. Niestety, średnie ryzyko inwestycyjne spółek krajowych było o niemal 100% wyższe niż rozpatrywanych spółek unijnych. Najwyższy potencjał dochodowy akcji wśród spółek krajowych i unijnych ogółem, zaprezentowała polska spółka Decora Potencjał dochodowy akcji spółki Lentex okazał się wyższy niż tak znanych firm jak np. Lafarge (Francja), CRH (Irlandia), Heidelberger Zement i Dyckerhoff (Niemcy). Co z kondycją finansową? Różne podmioty analityczne stosują zróżnicowane techniki wyceny akcji, mające stanowić bodziec do ewentualnego ich nabycia, akumulacji bądź zbycia. Często, zwłaszcza w ostatnich latach, stosuje się wycenę wartości spółki, jako podstawę do obliczenia następnie ceny pojedynczej akcji. Horyzont takiej wyceny sięga zazwyczaj 9 - 12 miesięcy, licząc od daty wyceny. Stanowi on podstawę do sprzedaży (skrócenia pozycji) lub nabycia (pozycja długa) akcji. Podstawowe metody stosowane przez większość domów maklerskich w Polsce to metoda zdyskontowanych przepływów pieniężnych (Discounted Cash Flow - DCF) i metoda mnożnikowa, bazująca na średniej wartości znanych wskaźników, głównie P/E, P/BV, EV/EBITDA, obliczonych dla reprezentatywnego zbioru spółek krajowych i/lub zagranicznych. Metoda DCF polega na sporządzeniu prognozy bilansu i rachunku strat i zysków danej spółki, sięgającej 10 - 15 lat do przodu od roku, w którym sporządzona zostaje analiza przyszłej wartości spółki. Na tej podstawie oblicza się wartość spółki i dyskontuje ją na okres obecny, w którym sporządzana jest analiza. Podobnie ma się rzecz z metodą mnożnikową. Tutaj jednak prognozowanie wartości wskaźników nie przekracza na ogół 1 - 2 lat do przodu. Pewne wątpliwości może niekiedy budzić rzetelność analizy opartej o estymowane na podstawie prognoz zarządu dane bilansowe, sięgające kilku - kilkunastu lat w przyszłość. Tym niemniej, są to obecnie najbardziej popularne metody obliczania przyszłej wartości akcji spółki. Należy tu też wspomnieć o metodzie zdyskontowanych dywidend, która jednak nie jest stosowna w Polsce, gdyż ciągle jeszcze stosunkowo niewiele spółek GPW wypłaca regularnie dywidendy. Założeniem niniejszej metody jest przede wszystkim oparcie analizy perspektywy dochodu z akcji spółki na pogłębionych danych historycznych, których z oczywistych względów nie można poddać w wątpliwość. Metoda ta pozwala ponadto bezpośrednio konfrontować akcje danej spółki z akcjami spółek konkurencyjnych. Jednoznaczna w swej wymowie i przekonywająca wizualizacja jednoczesnego rankingu potencjału dochodowego na tle rankingu kondycji finansowej uzupełniana jest zwykle o pogłębioną analizę poszczególnych spółek i ich walorów. Kolejne założenie polega na przyjęciu tezy, iż potencjał dochodowy akcji danej spółki wypływa z dwóch czynników: określonej kondycji finansowej i tzw. ekspektatywy. Nazwą tą określa się wszelkie czynniki o charakterze nieekonomicznym i niefinansowym, jakie budować mogą wizerunek spółki na rynku kapitałowym i wpływać na poziom kursu akcji. Zaliczyć tu należy wszystkie pozytywne sygnały o kontraktacji, stabilność zarządu, skuteczną politykę "public relations", itp. Jeśli przyjąć założenie, że kurs akcji jest odbiciem wartości wewnętrznej spółki, to kondycja finansowa jest niewątpliwie z tą wartością powiązana. Czynnikami wiążącymi są: wysoki i powtarzalny zysk, znacząca wartość kapitału pracującego, relatywnie niskie zadłużenie i wysoka rotacja aktywów. Przyjmując założenie, że poziom notowania akcji jest odbiciem kondycji finansowej spółki, należałoby się spodziewać iż ranking potencjału dochodowego akcji powinien pokrywać się z rankingiem kondycji finansowej. Tak jest w istocie w przypadku nieco ponad połowy przebadanych spółek budowlano-montażowych (Wykres 1). Tam, gdzie poziom kondycji finansowej, ujętej w pozycji rankingu, jest niższy niż potencjału dochodowego, rolę czynnika dynamizującego notowania odgrywają oczekiwania (ekspektatywa) inwestorów względem danej spółki. W takim przypadku należy sprawdzić, czy wartość bezwzględna kondycji finansowej danej spółki nie przekracza dolnej wartości granicznej (cut-off point) , warunkującej bezpieczne funkcjonowanie podmiotu. Dolny poziom bezpieczeństwa wynosi według standardów amerykańskich 1,80, zaś według standardów polskich 1,00. Spółki, w których potencjał dochodowy akcji i kondycja finansowa SA są zrównoważone (np. Energopol Projprzem PBG Polimex-MS Elektrobudowa posiadają jeszcze rezerwy wzrostu potencjału dochodowego w wyniku oddziaływania pozytywnych oczekiwań inwestorów. W świetle zaprezentowanej metody spółki te stanowią idealny obiekt do inwestowania w średnim i dłuższym terminie. Wydaje się również, że spółki które obecnie demonstrują relatywnie wyższą kondycję finansową, niż potencjał dochodowy, są kandydatkami do wzrostu potencjału dochodowego na bazie samej tylko wysokiej kondycji finansowej (np. Instal Kraków Mostostal Płock Budopol Energomontaż Płn Ostatnie dwie spółki znalazły się ostatnio w kręgu zainteresowania odpowiednio: grupy kontrolowanej przez p. Elżbietę Sjoblom i Polimexu - MS Porównać i wybrać Przedstawiona metoda pozwala na kwantyfikację analizy technicznej i umożliwia porównanie jej wyników z wynikami analizy fundamentalnej, ujętymi w postaci syntetycznego wskaźnika kondycji finansowej Z-Score. Określenie potencjału dochodowego akcji umożliwia identyfikację spółek, w których akcje warto inwestować w średnim i dłuższym terminie. Metoda umożliwia ocenę akcji pod kątem ich atrakcyjności dochodowej już w sekwencji kwartalnej. Ponadto pozwala na zidentyfikowanie akcji, które mogą (chociaż nie muszą) być przedmiotem spekulacji giełdowej (niski potencjał dochodowy, niska kondycja finansowa). Przy jej użyciu można zidentyfikować akcje, których znaczący potencjał dochodowy, wysoka rentowność i niskie ryzyko inwestycyjne mają podstawę fundamentalną. Możliwa jest również identyfikacja akcji "niedowartościowanych" z punktu widzenia fundamentalnego (kondycja finansowa), bądź takich których wysoki potencjał dochodowy opiera się w części na fundamentach, w części zaś na tzw. ekspektatywie, czyli nadziei inwestorów związanej z perspektywą rozwojową danej spółki. W okresie minionych 5 - 6 lat krajowy rynek kapitałowy w sektorze budownictwa rozwijał się znacznie dynamiczniej niż jego odpowiedniki w rozwiniętych krajach UE, chociaż rozrzut wartości krańcowych poszczególnych wskaźników polskich spółek był o wiele większy niż przedsiębiorstw budowlanych w Unii Europejskiej. Szklane kule prognoz i fusy fundamentalnych analiz dotyczących sytuacji spółek są często warte niewiele więcej niż wróżenie z ręki lub kart. Sygnały płynące z zachowania kursu akcji na giełdzie rzadko wprowadzają w błąd. W historii giełd znane są przypadki nie tylko niespodziewanych i gwałtownych załamań kursów akcji spółek, nierzadko znanych i cieszących się zaufaniem inwestorów. Przykłady Enronu, World Com czy Lehman Brothers to tylko te najbardziej głośne. Wielekroć zdarza się tak, że spadki notowań są mniej spektakularne i trwają dłuższy czas, zdawałoby się bez wyraźnego powodu. Zwykle są skutkiem pogarszania się kondycji finansowej firm, często ledwie dostrzegalnej dla większości inwestorów i niejednokrotnie ze sporym wyprzedzeniem informują, że z ich działalnością dzieje się niedobrego. Często przyczyną takiego mechanizmu jest to, że inwestorzy, przede wszystkim ci najbardziej doświadczeni, głównie instytucjonalni, „czują pismo nosem” i najczęściej nie mają żadnego interesu by swoim przeczuciem dzielić się z innymi uczestnikami rynku. Analitycy mają nie tyle mniejszy zasób wiedzy od tych pierwszych, ale posługują się inną optyką, co powoduje, że ewentualne kłopoty i zagrożenia w działalności spółek wykryć im trudniej, a reakcja na nie, na przykład w postaci obniżenia rekomendacji, bywa opóźniona. W efekcie w najgorszej sytuacji znajdują się drobni inwestorzy indywidualni, którzy o wszystkim dowiadują się jako ostatni i zostają z akcjami przecenionymi często o kilkadziesiąt procent. Nie byliby oni jednak tak bezradni, gdyby większą uwagę przykładali do sygnałów, płynących z obserwacji zachowania się giełdowego kursu akcji. Jednym z najbardziej reprezentatywnych przykładów działania tego mechanizmu jest przypadek naszych spółek z branży budowlanej, a w szczególności DSS i PBG. Splot różnych okoliczności utrudnia ocenę wpływu decyzji o powierzeniu Polsce roli współgospodarza piłkarskich mistrzostw Euro 2012 na notowania spółek budowlanych. Tuż po ogłoszeniu decyzji UEFA zaczął się globalny kryzys finansowy. W jego wyniku indeks WIG Budownictwo spadł od maja 2007 do lutego 2009 roku o ponad 70 proc. Informacja o tym, że mistrzostwa będą rozgrywane w Polsce, a co za tym idzie, że będą konieczne ogromne inwestycje, nie spowodowała żadnej reakcji ani w przypadku budowlanego indeksu, ani kursów akcji spółek wchodzących w jego skład, po których można się było spodziewać największych z tego tytułu korzyści. Późniejsze odbicie, rozpoczęte wczesną wiosną 2009 roku, nie było zbyt imponujące w porównaniu z tym, co działo się na giełdach. WIG Budownictwo do kwietnia 2010 roku zyskał niespełna 65 proc. i na tym zwyżka wyczerpała swój potencjał. W tym czasie indeks szerokiego rynku podwoił swoją wartość, a WIG Deweloperzy, który równie mocno jak budowlanka ucierpiał w czasie kryzysu na rynku nieruchomości, odbił się od dołka o ponad 200 proc. To można było uznać za pierwsze sygnały ostrzegawcze. Od września 2010 roku coraz bardziej widoczne było postępujące osłabienie giełdowej koniunktury w gronie spółek budowlanych. Mimo że na budowach dróg, autostrad i stadionów panował niespotykany od lat ruch, a tempo wzrostu polskiej gospodarki plasowało nas w światowej czołówce. W pierwszej fali osłabienia, trwającej od jesieni 2010 do końca 2011 roku, WIG Budownictwo spadł o 60 proc. W drugiej, od lutego 2012 roku, zniżka została pogłębiona o kolejne 35 proc. Łącznie ten branżowy wskaźnik w ciągu niecałych dwóch lat stracił trzy czwarte swej wartości. WIG spadkową tendencję rozpoczął rok później niż WIG Budownictwo, a jej skala od kwietnia do września 2011 roku wyniosła zaledwie 29 proc. Od jesieni ubiegłego roku wskaźnik obrazujący koniunkturę na warszawskim parkiecie znajduje się w trendzie bocznym i skutecznie broni się przed głębszym spadkiem. Początkowo kłopoty firm budowlanych branżowy indeks sygnalizował w sposób subtelny, ale widoczny. Z czasem coraz bardziej widoczny, ale i tak było sporo czasu, by inwestorzy mogli zlikwidować bądź zredukować pozycje przynoszące coraz większe straty. Podobnie było w przypadku poszczególnych spółek. Od września 2010 roku, gdy kurs akcji PBG osiągnął poziom 245 zł., do marca 2011 roku notowano dość niezbyt dynamiczny spadek do 190 zł, czyli o 22 proc. W tym samym czasie jednak WIG zwiększył swoją wartość o ponad 10 proc. To pierwszy sygnał ostrzegawczy. Drugi to ten, że kurs akcji spółki spadał w czasie, gdy pokazywała ona wzrost przychodów ze sprzedaży i zysków. Chwilowe pogorszenie wyników miało miejsce w pierwszym kwartale 2011, po czym świetna passa była kontynuowana aż do końca 2011 roku. Niepokojących sygnałów nie wysyłały też przez dłuższy czas wskaźniki rentowności i płynności finansowej. Ale już jesienią 2011 roku kurs akcji dotarł do 59 zł. Był więc niższy niż rok wcześniej o 75 proc. Jeśli ktoś wówczas jeszcze miał wątpliwości, pozbywał się ich w kolejnych miesiącach w coraz szybszym tempie. Dziś akcji może się pozbyć za około 10 proc. wartości sprzed roku. Tylu szans na zamknięcie pozycji nie mieli posiadacze papierów Enronu, których kurs przebył drogę od 90 do 1 dolara w zaledwie kilkanaście tygodni. Tuż przed złożeniem przez PBG wniosku o upadłość, akcje spółki były notowane po 14 zł i od kilkunastu dni znajdowały się w silnym trendzie spadkowym. Po informacji o złożeniu wniosku staniały w ciągu trzech dni do 5,4 zł. czyli o ponad 60 proc. Dla posiadaczy akcji DSS podpisanie przez spółkę w sierpniu 2011 roku umowy o budowę odcinka autostrady A2 o wartości 615 mln zł netto stanowiło bardzo wyraźny sygnał ostrzegawczy. Od końca lipca do 22 sierpnia walory spółki staniały z 21,92 do 13,5 zł, czyli o 38 proc. Kto na ten sygnał nie zareagował, w ciągu następnych dziesięciu miesięcy stracił 92 proc. tego, co zostało mu po sierpniowej przecenie. Z lipcowych 22 zł została mu tylko złotówka. Na wieść o ogłoszeniu upadłości akcje DSS w ciągu dwóch dni staniały o 68 proc. Tu wydarzenia toczyły się znacznie szybciej niż w przypadku PBG, ale scenariusz był podobny. Od początku 2000 do końca 2011 roku wrażenie robił dynamiczny wzrost przychodów ze sprzedaży. Zyski były co prawda niewielkie, za to nadzieje bardzo duże. Poważne kłopoty są jednak udziałem nie tylko spółek budowlanych. Innym przykładem jest historia Bomi. W jej przypadku można było obserwować mechanizm podobny jak dla PBG. Kłopoty firmy sygnalizowane były przez zachowanie kursu akcji dostatecznie długo, by można było się ich pozbyć na długo przed ogłoszeniem upadłości. Tu z pomocą przychodziły słabe wyniki spółki. W ciągu ostatnich dwóch lat jedynie w trzech kwartałach udało się jej wypracować niewielki zysk. Inwestorzy liczyli jednak na to, że spółka stanie się obiektem przejęcia i przy tej okazji da się nieźle zarobić. Działał tu na wyobraźnię przykład Emperii i Eurocash. Zamiast przejęcia skończyło się na upadłości. Kurs akcji wysyłał ostrzeżenia od prawie dwóch lat, a mocno czerwone światło zapalało się trzykrotnie: jesienią 2010 roku kurs akcji spadł o ponad 50 proc., latem ubiegłego roku zniżkował o ponad 40 proc. i znów jesienią o 50 proc. Od marca br. do chwili ogłoszenia upadłości w końcu czerwca, tąpnął o ponad 80 proc. Te przykłady ilustrują, wydawałoby się oczywistą, ale nie zawsze przez inwestorów przestrzeganą zasadę, mówiącą o konieczności ochrony kapitału i przestrzegającą przed negatywnymi konsekwencjami popularnej strategii „kup i trzymaj”. Czy relacja ceny akcji do wartości księgowej wystarczy do oceny spółki? Jednym z częściej stosowanych przez inwestorów indywidualnych wskaźników służących ocenie atrakcyjności spółki jest relacja ceny jednej akcji do wartości księgowej przypadającej na jeden walor (C/WK). W bardziej obrazowy sposób można powiedzieć, że jest to relacja wyceny rynkowej spółki (cena akcji x liczba akcji) do wartości kapitałów własnych (aktywa - zobowiązania). Parametr ten pokazuje, na ile rynek wycenia każdą złotówkę kapitału własnego firmy. Żeby lepiej zrozumieć istotę tego wskaźnika, za przykład obierzmy spółkę X, która wyceniana jest na giełdzie na 50 mln zł. Przyjmijmy, że wartość kapitału własnego (wartość księgowa) tej firmy równa jest 100 mln zł. W wyniku czynności dzielenia wyceny rynkowej spółki i jej wartości księgowej otrzymujemy wartość 0,5. Oznacza to, że za każdą złotówkę majątku własnego spółki inwestor płaci tylko 50 gr. Choć sama kalkulacja i istota wskaźnika jest bardzo prosta, to należy zauważyć, że jego interpretacja może być czasami bardzo mylna. Dlaczego? Zgodnie z zasadami MSR spółki giełdowe, w zależności od przyjętego wariantu, wyceniają swoje aktywa trwałe wg cen nabycia bądź wg wartości godziwej. Różne sposoby księgowania mogą spowodować, że inwestor będzie analizował np. dwie spółki z branży spożywczej, z których każda będzie stosować inny model wyceny aktywów. W efekcie może się zdarzyć, że analizie poddane zostaną dwie firmy z taką samą wartością księgową równą 100 mln zł. Tymczasem z racji różnic w sposobie księgowania aktywów okazać się może, że realna wartość księgowa jednej z firm sięga np. 500 mln zł, a drugiej tylko 100 mln zł. W takim przypadku analiza wskaźnika C/WK nie będzie obiektywna. Podobne sytuacje spotkać można na giełdzie. Dlatego też, analizując wskaźnik, należy zachować czujność, dokonując weryfikacji sposobu księgowania aktywów trwałych. Informacje takie możemy uzyskać z raportów finansowych (z informacji dodatkowej). Z reguły jednak w gestii inwestora pozostaje pozyskanie informacji na temat cen, wg których zaksięgowano kluczowe aktywa (może w tym pomóc udział w ZWZA spółki). Powyższy przykład pokazuje również, że wskaźnik wskaźnikowi nie zawsze będzie równy. Obok wyżej wspominanego problemu pozostaje jeszcze kwestia interpretacji wskaźnika C/WK. Co do zasady przyjmuje się, że wskaźnik równy 1 odpowiada wartości księgowej spółki, a tym samym realnej wartości majątku własnego spółki. Poziom ten przyjmowany jest przez inwestorów jako neutralny. W okresach stabilnych rynków finansowych wskaźnik może balansować nawet w granicach poziomu 1,5-2. Z kolei podczas silnej hossy znaleźć można i takie spółki, które notowane są ze wskaźnikiem C/WK równym 20, a nawet 30. Oznacza to, że inwestor płaci w takiej sytuacji 30 zł za każdą złotówkę kapitału własnego spółki. W dnie bessy spotkać można natomiast firmy notowane przy wskaźniku 0,1, kiedy to inwestor płaci 10 gr za każdą złotówkę kapitału własnego spółki. Warto również podkreślić, że poziom wskaźnika ceny do wartości księgowej może przybierać różne wartości ze względu na przynależność do określonej branży. Przykładowo wyższą wartością wskaźnika cechują się spółki z sektora informatycznego, a niższą z segmentu produkcyjnego. Wskaźnik C/WK jest jednym z wielu wskaźników oceny atrakcyjności akcji. W przypadku podejmowania decyzji inwestycyjnych dla obiektywnej oceny należy uzupełnić powyższą analizę o znacznie szerszą gamę wskaźników rynkowych. Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Kup licencję Cena rynkowa akcji to zawsze wyniki spotkania się ze sobą podaży i popytu. Istnieje kilka czynników decydujących o jej wycenie, ale inwestorzy każdego dnia muszą decydować – kupić, a może sprzedać?Doświadczenie ma znaczenieWiel osób, tóe dopiero stawiają pierwsze kroki na GPW, nie zastanawia się na przykład ile kopii gry musi sprzedać nadchodzącym roku firma CD Projekt, aby jej wycena na poziomie oscylującym wokół 30 mld zł miała przynajmniej w części znamiona racjonalności. Warto przy tym pamiętać, że cena rynkowa nawet przez długi czas może się znacząco różnić się od logicznie uzasadnionej wyceny. Nie oznacza to, że nie warto jej znać. W końcu ostatecznie kupujemy przecież akcje realnie działającej spółki. Choć nie mamy wpływu na decyzje zarządu, posiadamy mały kawałek firmy i jego wartość zależy od jej wyników. Nawet jeśli my, jako inwestorzy, ich nie analizujemy, to już duże instytucje, dysponujące ogromnym kapitałem, już urośnie czy spadnie?Bywa i tak, że ceny akcji są sztucznie zawyżone lub wręcz przeciwnie. Do zaniżenia wartości akcji dochodzi wówczas gdy znaczący akcjonariusze w tym np. fundusze inwestycyjne czy emerytalne sprzedają akcje, aby oddać pieniądze inwestorom bądź państwu. Może to być także kadra zarządzająca spółki, która wie, że perspektywy firmy nie są zbyt dobre i wykorzystują okazję do sprzedaży akcji po atrakcyjnej szczęście, polskie i międzynarodowe prawo obliguje wszystkie spółki i osoby zasiadające w zarządach do informowania inwestorów o wydarzeniach, które mogą wpływać na wycenę ich akcji. Służy do tego Elektroniczny System Przekazywania właśnie w komunikatach ESPI można znaleźć informacje dotyczące sprzedaży lub zakupu akcji przez prezesa, czy choćby o zawarciu dużego kontraktu, albo o wynikach każdego kwartału. Co więcej, prawo ogranicza także możliwość wykorzystywania przekazu marketingowego w oficjalnym komunikacie, czego nie można powiedzieć o publicznych wystąpieniach prezesów lub właścicieli akcjami to zatem zajęcie wymagające nie tylko wiedzy, ale także doświadczenia i pewnej intuicji. Jeśli chcesz handlować akcjami na nagradzanej platformie i zdobywać pierwsze szlify bez ryzyka utraty kapitały czytaj dalej i zyskaj dostęp do 19 000 akcji z rynków głównych i wchodzących z całego jeszcze szukać informacji dotyczących kondycji danej spółki giełdowej?Najlepsze źródła informacji na temat spółek notowanych na giełdzie to między innymi:ogólnodostępne media takie jak blogi, portale internetowe, telewizja, czy radio,tematyczne fora dyskusyjne oraz otwarte i prywatne grupy w mediach społecznościowych,profesjonalne analizy udostępniane przez instytucje finansowe takie jak domy maklerskie.

wartość akcji pewnej spółki giełdowej